Wywiad: Wszystko, co chcecie wiedzieć o Hajnówce
Rozmowa z Adamem Iwańczukiem – uczestnikiem VII edycji Szkoły Inicjatyw Strażniczych* i członkiem wspierającym Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Adam jest przedsiębiorcą, który od ponad piętnastu lat mieszka w Hajnówce – mieście, które wybrał i które chciałby zmienić, by lepiej w nim się żyło.
Martyna Bójko: Adamie, jak trafiłeś do Szkoły Inicjatyw Strażniczych?
Adam Iwańczuk: Wszystko dzięki temu, że słucham w samochodzie radia. Już od jakiegoś czasu przyglądałem się temu, co robią władze Hajnówki i kiedy usłyszałem w lokalnej rozgłośni reklamę waszej szkoły, od razu pomyślałem, że to coś dla mnie. Wprawdzie nie zapamiętałem żadnych danych kontaktowych, ale zadzwoniłem do radia i mi je podali.
M.B.: Co za determinacja!
A.I.: Bo ja bardzo chciałem zmieniać rzeczywistość wokół siebie. Wcześniej za bardzo nie interesowały mnie kwestie związane z rządzeniem, ale po kilkunastu latach mieszkania w Hajnówce zacząłem dostrzegać, że coś jest nie tak. W zasadzie to pokazał mi to sam urząd miasta, zapraszając do współpracy. Jestem przedsiębiorcą i nigdy, odkąd się tu sprowadziłem, nie zostałem zaproszony do ratusza. Tymczasem w sierpniu zeszłego roku miasto zorganizowało spotkanie dla lokalnych przedsiębiorców. Pomysł był bardzo fajny – z funduszy norweskich miało powstać Hajnowskie Centrum Produktu Lokalnego, z siedzibą zakupioną ze środków z grantu. A w niej miejsce dla nas, miejscowych przedsiębiorców, którzy produkują/sprzedają produkty regionalne. W planach było również powołanie rady przedsiębiorców, która miała zarządzać budynkiem i jednocześnie pełnić funkcje doradcze dla miasta. Byłem pod ogromnym wrażeniem tych zamierzeń, nawet entuzjastycznie wypowiadałem się w mediach i chwaliłem burmistrza za fantastyczny projekt rozwoju naszego ośrodka. Pomyślałem, że może zacznę angażować się społecznie w mieście, w którym mieszkam od kilkunastu lat i zadeklarowałem, że bardzo chętnie włączę się w te działania. Jednak mijały tygodnie i nic się nie działo. Zadzwoniłem do referatu rozwoju, by zapytać o postępy. – Ale o co panu chodzi? – usłyszałem. – Miał pan przyjść, żeby pokazać, że jest jakaś partycypacja społeczna. Nie będzie żadnej rady. Tym obiektem będzie zarządzał jednoosobowo burmistrz.
M.B.: Byliście potrzebni tylko do promocji?
A.I.: Tak. To zmusiło mnie do refleksji. Zacząłem uważniej przyglądać się działaniom miasta, a pozyskane informacje publikuję na fanpage’u Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Hajnówce, ale boicie się zapytać. Centrum Produktu Lokalnego nie powstało do dziś, choć projekt – po przedłużeniu terminu rozliczenia przyznanych miastu środków finansowych – kończy się w listopadzie 2024 roku. Za to kupiono już budynek – jak się przypadkiem okazało, za kwotę o pół miliona wyższą niż cena w tym samym czasie proponowana przez jego sprzedawcę w popularnym serwisie ogłoszeniowym.
Równolegle, dokładnie za te same fundusze, burmistrz nabył jeszcze drugą nieruchomość – dawną siedzibę banku, uzasadniając zakup koniecznością przeniesienia Urzędu Miasta do nowocześniejszej siedziby, gdzie będzie można zbudować windę i tym samym lepiej przystosować obiekt do obsługi osób z niepełnosprawnościami. Już po fakcie okazało się, że z powodu ograniczeń konstrukcyjnych w budynku żadnej windy wybudować się nie da…
M.B.: Mówiłeś, że mieszkasz w Hajnówce od kilkunastu lat. I przychodzi taki obcy i zaczyna pytać…
A.I.: Tak, jestem „nawołocz”, czyli przyjezdny. Ale znalazłem z ludźmi wspólny język, zostałem zaakceptowany. Dziś jestem u siebie w domu. Po 15 latach nie wyobrażam sobie, że mógłbym mieszkać gdziekolwiek indziej.
Ale dosyć szybko doświadczyłem na własnej skórze, z czym wiąże się patrzenie lokalnej władzy na ręce. Miejscowi nazywają to „hakowaniem”, czyli szukaniem haków, by kogoś uciszyć. Urzędnicy zaczęli rozpytywać w szkołach o moje dziecko – na szczęście uczy się poza Hajnówką. Ktoś wyciągnął z szafy mój stary wyrok nakazowy sprzed kilkunastu lat – tyle że ja się od niego odwołałem i zostałem prawomocnie uniewinniony. Próbowano też prześwietlać mi firmę, na szczęście działalność gospodarczą prowadzę w gminie Hajnówka, a nie w mieście Hajnówka i robię to całkowicie przejrzyście, więc trudno cokolwiek na mnie znaleźć.
Poza tym zawsze staram się działać uczciwie i otwarcie. To kluczowe dla zachowania wiarygodności. Publikuję wszystkie dokumenty, także te, które są dla mnie niewygodne lub z których treścią osobiście nie do końca się zgadzam. Bardzo mi zależy na tym, by zaangażować innych mieszkańców.
M.B.: Ale działasz sam, czy w jakiejś grupie, stowarzyszeniu?
A.I.: Na początku chciałem założyć stowarzyszenie przedsiębiorców. Gdy wydawało się, że już wszystko jest dogadane, zainteresowani biznesmeni nagle zaczęli się wykruszać, jeden po drugim. W końcu ktoś powiedział mi wprost:„Dostałem telefon z urzędu, że mam się wycofać, inaczej przestanę dostawać zamówienia”. Rozumiem ich obawy, miasto to ważny zleceniodawca i zarazem pracodawca w naszym regionie. Na co dzień mam natomiast duże wsparcie żony, która również zaangażowała się w działalność społeczną. Dużo osób wspiera nas po cichu, mieszkańcy Hajnówki zaczepiają mnie na ulicy czy w sklepie, czasem nawet urzędnicy mówią, że robimy dobre rzeczy. Ale jest też grupa ludzi, która popiera nas otwarcie. Kiedyś napisałem na Facebooku – Hej, będę na parkingu przed centrum handlowym w Hajnówce, jak ktoś chce przybić ze mną piątkę, to zapraszam. Przyszło kilkanaście osób, które chciały porozmawiać o tym, co możemy wspólnie zrobić, przyjechał też burmistrz i pani skarbnik.
M.B.: Przyjechali przybić z tobą piątkę?
A.I.: Nie, akurat w tym czasie robili zakupy 😊.
M.B.: Ale póki co działacie we dwójkę z żoną?
A.I.: Tak i wspólnie uczymy się, jak to robić skutecznie. W tym roku po raz pierwszy zgłosiłem się do debaty na temat raportu o stanie gminy. Przygotowałem się bardzo starannie, przeanalizowałem ogromną ilość dokumentów i odkryłem, że burmistrz zataił przed mieszkańcami miasta i radnymi istotne informacje dotyczące szczegółów realizacji inwestycji z grantu norweskiego, co w przyszłości może wpędzić miasto w poważne tarapaty finansowe. Poinformowałem o tym opinię publiczną. W efekcie burmistrz po raz pierwszy nie dostał absolutorium i wotum zaufania. Ale są i pozytywy – udało mi się na przykład doprowadzić do tego, by rada miasta przegłosowała stanowisko w sprawie wycinki drzew w mieście – teraz nie tak łatwo będzie wyciąć drzewo pod inwestycję. Dotychczas zgody moim zdaniem rozdawano hojną ręką – mieszkamy koło puszczy, więc zawsze się wydawało, że czego, jak czego, ale drzew jest u nas bardzo dużo. A to przecież nie znaczy, że możemy je bezkarnie wycinać.
Próbujemy też przewalczyć utworzenie jadłodzielni. Zrobiliśmy ankietę wśród mieszkańców – kilkaset osób poparło ten pomysł. Złożyłem wniosek, który poparła rada i burmistrz dostał gotową uchwałę, by taką jadłodzielnię powołać do życia. Niestety od 4 miesięcy nic się w tej sprawie nie wydarzyło, więc będę pisał skargę.
M.B.: Niektóre nagłośnione przez ciebie sprawy odbiły się szerokim echem.
A.I.: Pewnie masz na myśli sprawę z dyrektorką przedszkola. Tu rzeczywiście chodziło o nagłośnienie, nie ujawnienie problemu, bo wszyscy od lat wiedzieli, co się dzieje w tym przedszkolu. Do urzędu miasta, starosty, wojewody, kuratorium, inspektora oświaty w Hajnówce, ale też do lokalnych dziennikarzy wysłano anonimową skargę opisującą nieprawidłowości, do jakich miało dochodzić w tej placówce. Porozmawiałem z kilkoma pracownikami przedszkola, aby upewnić się, że te zarzuty mają realne podstawy, po czym upubliczniłem treść skargi na Facebooku. Wcześniej zanonimizowałem wszystkie dane osobowe, ponieważ nie chodziło mi o piętnowanie dyrektorki. Wrzuciłem to jako przykład źle napisanej skargi – zgodnie z przepisami skarga nie może być anonimowa, bo zostanie oddalona. Dopiero później osobiście poszedłem na posiedzenie komisji wniosków, skarg i petycji i złożyłem ustny wniosek do protokołu, by komisja faktycznie przyjrzała się pracy dyrektor przedszkola. Część radnych postanowiła przychylić się do tego wniosku i rzeczywiście zgłębić sprawę. I gdy ja publikowałem na fanpage’u kolejne dokumenty, do których udawało mi się dotrzeć, oni działali w zakresie swoich kompetencji, ostatecznie składając zawiadomienie do prokuratury i kuratorium. Tymczasem dyrektorka przedszkola złożyła przeciwko mnie pozew o zniesławienie z artykułu 212 kodeksy karnego, nie doszło jednak do procesu, bo nie wniosła opłaty sądowej.
M.B.: A czego konkretnie dotyczyły zarzuty wobec dyrektorki?
A.I.: Pracownicy mówią, że traktuje przedszkole „jak swój prywatny folwark” – m.in. kuchnia przygotowuje obiady dla jej rodziny, pani dyrektor w godzinach pracy wysyła pracownice na zakupy czy każe im robić sobie makijaż. Do tego dochodzi zarzut mobbingu. Zresztą sprawa wypłynęła nie po raz pierwszy, bo już jakiś czas temu nauczycielki składały zawiadomienie do prokuratury, ale ta umorzyła postępowanie.
M.B.: Tym razem sprawę prowadzi prokuratura z Bielska, nie z Hajnówki.
A.I.: Ale to nie jedyna ciekawa historia z naszego miasta. Weźmy na przykład sprawę dyrektora MOPS-u. Jego pracownicy napisali program „Hej do przodu” mający pomóc w aktywizacji osób z niepełnosprawnościami. W projekcie przewidziano kupno busa do przewożenia beneficjentów tego programu. Zamiast busa przed hajnowskim MOPS-em stanął SUV, a do niego dokupiono windę.
M.B.: Ale przecież SUV pomieści mniej pasażerów i nie jest wygodny dla osób ze specjalnymi potrzebami.
A.I.: Ale za to jak wygląda! Poza tym samochodem nie jeździły osoby z niepełnosprawnością – co przyznał dyrektor w czasie kontroli. Autem jeździł on sam. Miasto zwróciło już koszt zakupu samochodu, pytanie, jaka jeszcze kwota była nieprawidłowo wydana i trzeba będzie ją zwrócić grantodawcy. Na pewno trudno będzie się wytłumaczyć z faktu zatrudnienia kierowcy, skoro samochodem jeździł wyłącznie dyrektor.
M.B.: A co się teraz dzieje z tym autem?
A.I.: Od kiedy wybuchła ta sprawa, pojazd został schowany w garażu i nikt nim nie jeździ.
M.B.: A jak wyglądają usługi komunalne w mieście?
A.I.: Mamy Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych, które nie tylko zajmuje się oczyszczaniem miasta i komunikacją miejską, ale prowadzi też market budowlany, oferuje usługi remontowe i transportowe.
M.B.: Ale przecież ustawa o gospodarce komunalnej mówi, że działalność takiej spółki ma dotyczyć zadań własnych gminy polegających za zaspokojeniu podstawowych potrzeb wspólnoty. Trudno pod to podciągnąć prowadzenie marketu budowlanego.
A.I.: Też mi się tak wydaje. Tu jest jeszcze inny problem – ta działalność zabija konkurencję. Spółka sama się chwali na swojej stronie – „Wykonujemy obiekty budowlane kubaturowe i projekty infrastrukturalne na terenie Gminy Miejskiej Hajnówka”. Trudno jest konkurować z miejską spółką o takie zamówienia. Dodajmy do tego usługi transportowe, usługi drogowe, market budowlany i spora część usług w naszym niewielkim mieście jest zdominowana przez spółkę komunalną. Do tego dochodzą oczywiście zadania, do których realizacji spółka została powołana – transport miejski, oczyszczanie miasta, prowadzenie PSZOK-u i Zakładu Zagospodarowania Odpadów. To wszystko sprawia, że miasto jest jednym z ważniejszych pracodawców. Dlatego ludzie boją się mówić głośno, co im się nie podoba, a burmistrz rządzi już tyle lat.
M.B.: A będzie ponownie kandydował?
A.I.: Ostatnio usłyszałem na mieście, że przez to, co ja robię, nie będzie już kandydował, bo ma mnie dość.
M.B.: Nawet jeśli nie będzie kandydował, to zapewne namaści swojego następcę i zapewni sobie miękkie lądowanie.
A.I.: Na pewno. Poprzedni burmistrz po odejściu z ratusza został dyrektorem pobliskiej fabryki. Ale ja już wszystkich uprzedziłem – nieważne, kto będzie rządził – będę robił dalej to, co robię. Chociaż burmistrz często mi zarzuca, że moje działania podyktowane są kampanią wyborczą. Nie, nie prowadzę żadnej kampanii, nie interesuje mnie polityka. Na pewno nie teraz. Każdy, kto przyjdzie po tym burmistrzu, będzie miał przed sobą arcytrudne zadanie, bo moim zdaniem nasze miasto jest bankrutem.
M.B.: Ale jednak coś cię w tym mieście trzyma?
A.I.: Tak jak mówiłem, nie wyobrażam sobie, że mógłbym gdzie indziej mieszkać i chciałbym, by mój syn, gdy skończy edukację, chciał tu wrócić, a przede wszystkim – miał do czego wracać.
M.B.: Nie chciałabym kończyć tej rozmowy takim pesymistycznym akcentem. Może coś jednak udało ci się zmienić?
A.I.: Tak, z przyjemnością obserwuję, jak powoli zmienia się postawa urzędników i ich podejście do mieszkańców. Pamiętam sytuacje sprzed kilku lat, gdy trzeba było czekać, aż urzędniczka wypije kawę i dopiero zajmowała się sprawą. Teraz to jest nie do pomyślenia. I to mimo tego, że nie istnieje system motywacyjny promujący takie zachowania czy nagradzający zaangażowanie i prokliencką postawę. W ogóle system nagradzania pracowników urzędu nie przestaje mnie zadziwiać. W ramach monitoringu prowadzonego w Szkole Inicjatyw Strażniczych zapytałem ratusz o nagrody roczne dla urzędników i okazało się, że dostają je wszyscy, jak leci. Poprosiłem o uzasadnienie przyznania tych nagród, okazało się, że go nie ma. Wygląda na to, że po prostu wszyscy są wybitni, bo regulamin wynagradzania mówi, że nagrody przyznaje się za szczególne osiągnięcia w pracy i wykonywanie dodatkowych czynności poza tymi wynikającymi ze stanowiska. Rozstrzał, jeśli chodzi o wysokość tych nagród, jest ogromny – najniższa kwota to 500 zł, najwyższa 45 000 zł. I na przykład panie, które pracowały przy programach norweskich (tych, z których trudno będzie się rozliczyć) dostały w sumie ponad 100 tys. nagrody. Kiedy zapytałem na grupie na Facebooku dla przedsiębiorców założonej przez miasto, dlaczego te nagrody są takie wysokie (mnie jako przedsiębiorcy nie stać na wypłacanie takich nagród pracownikom), to zbanowali mnie na miesiąc. Złożyłem skargę na burmistrza do rady gminy. Skończył mi się ban, skarga wciąż nie została rozpatrzona, a ja znowu o to zapytałem na grupie i ponownie nie uzyskałem odpowiedzi. W końcu burmistrz powiedział na sesji rady gminy, że ponieważ źle korzystam z tej grupy na FB, to on ją zamyka.
M.B.: A jakie masz teraz plany? Czemu będziesz się w najbliższym czasie przyglądał?
A.I.: Biorę pod lupę temat reklamy alkoholu przez urząd miasta. Hajnówka reklamuje na swoim fanpage ’u produkty miejscowego browaru. Jak organizuje jakieś imprezy, to na plakatach potrafi być reklama piwa.
A poza tym uczę się czytać budżet miasta. My, jako mieszkańcy, nawet gdy do tego budżetu zajrzymy, to nie do końca rozumiemy, co jest w nim zapisane, wiec można pisać, co się chce. A moim zdaniem finanse miasta, to teraz najważniejsza rzecz do wyprowadzenia na prostą. I w tym zakresie trzeba najbardziej patrzeć władzy na ręce. Od niedawna jestem członkiem wspierającym Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. To mi dodało pewności siebie, zebrałem mnóstwo gratulacji w mieście z tego powodu. Ludzie cieszą się, że jest ktoś, kto chciał się zająć zwykłymi sprawami zwykłych ludzi. Teraz często udzielam porad, jak napisać wniosek o informację, gdzie się zgłosić po pomoc. Ludzie zaczęli uczestniczyć w życiu miasta bardziej niż kiedyś i to mi się bardzo podoba.
- Szkoła Inicjatyw Strażniczych organizowana jest w ramach projektu “Szkoła Inicjatyw Strażniczych – 2 regiony”. Projekt finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.
Źródła
[edytuj | edytuj kod]- Artykuł wykorzystuje materiał pochodzący z tekstu „Wszystko, co chcecie wiedzieć o Hajnówce”, którego autorem jest Adam Iwańczuk, Martyna Bójko, opublikowanego w serwisie siecobywatelska.pl na licencji CC BY 4.0 (więcej informacji).