2010-04-08: Tajlandia: stan wyjątkowy po szturmie parlamentu
|
Antyrządowi demonstranci nazywani Czerwonymi Koszulami, którzy od blisko trzech tygodni zalewają Bangkok, wdarli się w środę do parlamentu. Wicepremier Suthep Thaugsuban wraz z kilkunastoma prawodawcami odleciał helikopterem. Jak podaje Al Jazeera część parlamentarzystów uciekała wspinając się po murze na tyłach budynku. Demonstranci zostali w środku około 40 minut po czym wycofali się spokojnie.
Premiera Abhisity Vejjajiva'go nie było, według gazety The Nation, w parlamencie. Następnie w wystąpieniu telewizyjnym ogłosił on stan wyjątkowy w stolicy i przyległych terenach.
Już wcześniej rząd wydzielił dzielnice, w których protesty były zabronione. We wtorek Czerwone Koszule pokazały swoją bezkarność paradując przez wszystkie 11 części miasta, w których było to nielegalne. Gigantyczne tłumy protestujących zalały główne ulice powodując niesamowite korki. Czerwone Koszule w liczbie kilkudziesięciu tysięcy mają fizyczną przewagę nad siłami rządowymi, które wycofują się ilekroć manifestanci ruszą naprzód.
Straty ekonomiczne wynikające z protestu Tajska Izba Handlu wyceniła na 10 milionów dolarów dziennie. Centra handlowe, hotele i banki w centralnych, bogatych dzielnicach Bangkoku są nieczynne. Ruch turystyczny spadł o 10%. Publicyści w mediach głównego nurtu pisząc o stolicy używają słowa "chaos".
Jak piszą Seth Mydans i Thomas Fuller na portalu libcom.org obecnie obie strony pracują nad tym by uniknąć takiego rodzaju przemocy, który spowodowałby masakrę. Sugerują również, że sympatia przynajmniej części żołnierzy może być po stronie protestujących.
Jednak od kiedy manifestanci opanowali ulice Bangkoku wybuchły już dwa tuziny bomb. We wtorek zamach bombowy miał miejsce na zewnątrz Uniwersytetu Chulalongkorn, znanego z wrogości do Czerwonych Koszul, a przed siedzibą Partii Demokratów (kierowanej przez obecnego premiera, konserwatywnej światopoglądowo i liberalnej gospodarczo) eksplodował granat M-79 raniąc dwóch policjantów.
Na motorach, półciężarówkach i pojazdach rolnych, w większości biedni demonstranci przybyli głównie z terenów rolniczych. Liderzy Unii na rzecz Demokracji Przeciwko Dyktaturze, która organizuje antyrządowe protesty posługują się równościową retoryką, jeden z nich użył nawet określenia "koniec elit w Tajlandii". Wielu z protestujących to zwolennicy byłego premiera, przebywającego aktualnie poza granicami kraju Thaksina Shinawatry. Shinwatra zaś jest milionerem, który dorobił się w branży telekomunikacyjnej, a nasŧępnie jako szef rządu podbił serca tajskiego ludu hojną polityką społeczną. Shinwatrę odsunięto od władzy po zamachu stanu, który pośrednio wywołała informacja, że już jako premier sprzedał swoje imperium telekomunikacyjne Singapurczykom - obecnie tajski sąd bada czy nie była to sytuacja korupcyjna.
Źródła
[edytuj | edytuj kod]- Artykuł wykorzystuje materiał pochodzący z tekstu „Tajlandia - demonstranci szturmują parlament, rząd ogłasza stan wyjątkowy”, napisanego przez Czerwony dres, opublikowanego w serwisie Centrum Informacji Anarchistycznej (więcej informacji).