Przejdź do zawartości

2009-10-27: Poznańskie Juwenalia jak Open'er – wywiad z zespołem SOFA/Bez kolumn

Z Wikinews, wolnego źródła informacji.
środa, 28 października 2009

Juwenalia jak Open’er. O pandzie, mieszaniu różnych stylistyk muzycznych, Open’erze i Poznaniu – rozmowa z zespołem SOFA przeprowadzona w czasie tegorocznego Festiwalu Muzycznego Juwenalia w Poznaniu.


Łukasz Czapliński: Czym jest dla Was Open'er? Wielokrotnie występowaliście na tym festiwalu.

Kasia Kurzawska: Jesteśmy chyba rekordzistami (w liczbie występów – red.). Gdyby tak liczyć: że Smolik, że O.S.T.R., że znowu O.S.T.R., że SOFA...

Tomek Organek: Byliśmy na trzech festiwalach (licząc z tegorocznym: na czterech – red.), ale po kilka koncertów graliśmy. Open’er to najważniejszy i największy festiwal w Polsce. Jeden z dwunastu najważniejszych festiwali na świecie, jak pisała jedna z gazet.

Dla tych ludzi, którzy spędzają całe wakacje na objeżdżaniu festiwali, Open’er stał się miejscem, do którego trzeba zajrzeć.

—Tomek Organek

Dokładnie. Było kilka takich zestawień, w których wyróżniano Open’era.

Tomek: Tak. Fajnie jest patrzeć jak to wszystko się rozwija, jak to jest dopracowane do ostatniego szczegółu. Wiesz, fajnie, że coś takiego jest w Polsce i, co ciekawe, dla tych ludzi, którzy spędzają całe wakacje na objeżdżaniu tych festiwali, Open’er stał się miejscem, do którego trzeba zajrzeć.

Wręcz miejscem kultowym.

Tomek: Tak, tak. Miejsce, które chcą odwiedzać tak jak festiwale brytyjskie, czy skandynawskie. To jest fajne.

Zauważyłem też, chociażby na Waszym przykładzie, że coraz częściej przyjeżdżają tam gwiazdy, które już występowały na Open’erze. Chociażby w ubiegłym roku The Chemical Brothers, czy w tym roku powrót Basement Jaxx.

Kasia: Tak. To znaczy, że im się podoba – lubią wracać w to miejsce.

Tomek: Z drugiej strony świadczy to też o „mocy sprawczej” organizatorów – jeżeli potrafią ściągnąć na festiwal takie gwiazdy... Tyle tych fajnych zespołów naściągali, że po prostu nie ma już kogo ściągać czasami. Teraz jest ta nowa fala bandów, które przyjadą – więc pewnie jeszcze wybór będzie.

Organizatorom zależało bardzo na Radiohead... ale jednak zagrali w Poznaniu.

Tomek: Tak, tak. Wygraliście. (śmiech)

Aktualnie promujecie materiał z najnowszej płyty – „DoReMiFaSoFa”. Jesteście z niej zadowoleni?

Tomek: Tak, bardzo jesteśmy zadowoleni. Różni się od pierwszej płyty. Wydaje nam się, że zrobiliśmy dosyć duży postęp – zarówno aranżacyjny, jak i produkcyjny, kompozycyjny oraz pod względem tekstów. Na każdym polu poszliśmy o krok dalej.

Sądzicie, ze Wasi fani też są zadowoleni? Spotkaliście się z jakimiś głosami krytycznymi?

Tomek: Krytyka zawsze występuje i, o ile nie jest powodowana jakimiś dziwnymi uprzedzeniami, to jest konstruktywne – pozwala nam spojrzeć na to, co robimy z zupełnie innej strony. Często się przydaje – rozmawiamy o opiniach i to jest ok. Ale nie ukrywam, że rzeczywiście przy tej płycie mamy bardzo dobre recenzje – zarówno od krytyków, jak i od ludzi.

Każdy, kto spodziewał się naszej drugiej płyty, tworzył sobie jakiś obraz w głowie.
Udało nam się wszystkich totalnie zaskoczyć.

—Kasia Kurzawska

Kasia: Jest duże zaskoczenie. Każdy, kto spodziewał się naszej drugiej płyty, tworzył sobie jakiś obraz w głowie – jak ta płyta może wyglądać, jak może brzmieć. Udało nam się wszystkich totalnie zaskoczyć, bo nikt nie spodziewał się, że będzie taka mieszanka stylów. Okazało się, że poszliśmy jeszcze bardziej w mieszanie tych stylów.

Tomek: „Many Stylez”.

Kasia: Jest jeszcze bardziej „many stylez”. Było zaskoczenie, na początku może szok, ale ostatecznie – bardzo pozytywne opinie zbieramy, więc myślę, że ludziom się spodobało.

Skąd się wziął pomysł na projekt P.A.N.D.A.? Na tę szatę graficzną, którą możemy oglądać na Waszych oficjalnych stronach internetowych? Kto jest za to odpowiedzialny?

Kasia: To było tak, że chcieliśmy mieć taki bardzo charakterystyczny element, który by spajał całą promocję. Chcieliśmy, by ktoś wpadł właśnie na coś takiego oryginalnego – coś co będzie się kojarzyło tylko z SOFĄ i co będzie bardzo widoczne, rozpoznawalne. Złapaliśmy kontakt ze świetnym projektantem i grafikiem, Pawłem Przybyłem. Tworzy różne strony, grafikę – jest generalnie bardzo rozchwytywanym grafikiem.

Tomek: Ciuchy projektuje... (współpracuje bądź współpracował też m.in. z: MTV Polska, 4fun.tv, VIVA Polska i Kayax – red.)

Kasia: Jak z nami współpracował, był w Chinach. Więc korespondowaliśmy z Chinami. Świetny koleś i po prostu wymyślił tę całą pandę. Na początku: wielki szok – w ogóle jaka panda? o co chodzi? A on ma bardzo futurystyczne wizje. Później okazało się, że pandy są na koszulkach i są na topie.

Wymyślił tę pandę – stwierdziliśmy, że fajny motyw i ta panda pojawiła się na plakatach, na naklejkach. To jest takie nasze logo. Dostaliśmy od naszych fanów świetną pandę-maskotkę – ale nie takiego pluszaka milutkiego, tylko taką trochę zeschizowaną pandę. Staramy się czasem ją wozić na koncerty.

To jeszcze nie koniec. Panda ma swoją nazwę: Postać Anonsująca Nadejście Drugiego Albumu. Ma swojego myspace’a, zapraszała gości – dzięki temu udało nam się ściągnąć sporo gości na stronę.

Włączając w to WWF, na którego logotypie widnieje panda.

Kasia: Dokładnie.

Współpracujecie z tą organizacją?

Kasia: Wiesz co, nie nazwałabym tego współpracą.

Tomek: WWF jest bardzo blisko Kayaxu.

Kasia: Kayah jest ich ambasadorem, twarzą. Pożyczyli nam strój pandy. Bardzo ciężko było zdobyć taki strój – udało nam się go zdobyć dzięki WWF-owi. Pojawiła się na sesji zdjęciowej i w teledysku „Affairz”, w dwóch wersjach: pierwsza z O.S.T.R.-em, druga z Jamalem i Frenchmanem – że taka niby żywa panda.

Tomek: Śmieszne jest to, że ta panda była u nas w top-fiendsach już jakiś rok i szukając tego stroju, nikt nie wpadł na to żeby spróbować w WWF-ie. Później dopiero, jak Maciek (manager zespołu – red.) jakąś okrężną drogą załatwił ten strój, sobie pomyśleliśmy, czemu nie zadzwoniliśmy tam na początku?

Kasia: Ostatnio powstała też taka „filozofia” „dlaczego panda?”. Cały czas powstają takie „filozofie”, które się ocierają o tę pandę. Najnowsza jest taka, że nowa muzyka w Polsce jest tak samo zagrożona, jak pandy.

W Waszej muzyce umiejętnie łączycie wiele gatunków muzycznych – m.in. rap, soul i R&B. Który z tych gatunków jest dla Was najważniejszy? Jesteście do któregoś najbardziej przywiązani? W ogóle można taki gatunek wyróżnić?

Kasia: Trudno jest powiedzieć, ponieważ u nas każdy ma inne upodobania. Jeden na przykład bardziej lubi soul, drugi – hip-hop, trzeci – jazz. U nas to wszystko się miesza. Ja nie umiałabym się ograniczyć do jednego stylu muzycznego i słuchać np. tylko soulu, bo już bym miała dosyć po jakimś czasie. Lubię też energetyczne kawałki, lubię puścić sobie instrumentalne, jazzowe „kwasy”.

Tomek: Masz wszystkie płyty Flapjacka? (zespół thrash-metalowy grający właśnie w tle – red.)

Kasia: (śmiech) Może niekoniecznie.

W obrębie jednej stylistyki nie da się już niczego nowego wymyślić – szczególnie tutaj, w Polsce.

—Tomek Organek

Wydaje mi się, że jeśli ktoś chce być muzykiem i tworzyć dobrą muzykę, to nie powinien ograniczyć się tylko do jednego stylu. Nie mogę sobie czegoś takiego wyobrazić, że ktoś jest muzykiem i słucha tylko rocka.

Tomek: U nas to jest sprawa dosyć naturalna. Tak jak Kasia powiedziała, każdy słucha czegoś innego, ale tak naprawdę nawzajem wymieniamy się tymi płytami, nagraniami. Trudno powiedzieć, że to jest ulubiony gatunek, albo mniej przez nas doceniany. Właśnie z tej fascynacji muzyką jako taką bierze się nasz quasi-styl, czyli mieszanie różnych stylistyk. Iwo jest chyba najbardziej związany z hip-hopem, bo z tego wyrósł. Bartek pewnie też. Tak jak Kasia wspomniała, to wszystko się miesza.

Ludziom się podoba takie mieszanie stylistyk i gatunków muzycznych.

Tomek: Tak, to jest znak czasu. Teraz po prostu nagrywa się takie płyty, takie zespoły powstają. Są oczywiście jeszcze zespoły stricte trzymające się takiej, wiesz, tradycyjnej stylistyki. Jeśli ktoś jest specjalnie przywiązany do takiego grania, no to ok – ale żeby stworzyć coś nowego, to trzeba to wszystko wymieszać. W obrębie jednej stylistyki nie da się już niczego nowego wymyślić – szczególnie tutaj, w Polsce. My bierzemy te wszystkie rzeczy z Zachodu, więc żeby po swojemu dodać temu jakąś wartość osobistą i żeby to miało jakiś charakter, element nowości, no to trzeba to pomieszać.

Jak wrażenia po Waszym występie na tegorocznych Juwenaliach w Poznaniu? Jak oceniacie ich organizację i formę, jaką to przedsięwzięcie przybrało?

Tomek Organek: Jak tylko tutaj wjechaliśmy, to skojarzył mi się zaraz Heineken Open’er. Oczywiście na o wiele mniejszą skalę, ale...

Kasia Kurzawska: Zobaczyliśmy wielką scenę, barierki, namioty. Rzeczywiście to wyglądało, jakbyśmy byli na jakimś wielkim festiwalu. Rzadko kiedy juwenalia są organizowane z takim rozmachem. Ale w końcu Poznań nie jest małym miastem. Jak wrażenia? Cieszymy się, że mimo fatalnej pogody przyszło dużo ludzi. Dziękujemy im za to. Ostatnio nie omija nas deszczowa pogoda, dlatego też tym bardziej doceniamy ich przybycie.

Tomek: Dokładnie. Wjechaliśmy tutaj, to pomyślałem sobie o Open’erze – że jest tak samo fajnie zorganizowany festiwal. Nie juwenalia, a coś na kształt festiwalu. Pomyślałem sobie też, że zaraz spadnie deszcze i nikt nie przyjdzie, a okazało się, że deszcz był wcześniej i było fajnie.

Z tego co wiem, to Kasia urodziła się w Poznaniu. Występy w Poznaniu muszą być dla Was szczególnie ważne.

Kasia: Tak, jak gram w Poznaniu, to czuję się jak w swoim drugim domu. Mam tu całą rodzinę, bardzo dużo przyjaciół, więc zawsze na tych koncertach przychodzi kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt osób, które znam – dlatego też mam poczucie, jakbym grała u siebie.

Tomek: Bardzo często bywamy w Poznaniu. Na początku naszej działalności przyjeżdżaliśmy do klubu Piwnica 21 – obecnie z nami zaprzyjaźnionego. Później oczywiście też do innych miejsc, ale Poznań jest jednym z najbardziej uczęszczanych przez nas miast.

W Poznaniu nigdy nie narzekaliśmy na brak publiczności.
Mam poczucie, jakbym grała u siebie.

—Kasia Kurzawska

Kasia: Tak. Poza Toruniem, gdzie najczęściej gramy, bo wiadomo – to jest nasze miasto. W Poznaniu nigdy nie narzekaliśmy na brak publiczności. Zawsze ludzie przychodzili i było fajnie.

I ostatnie pytanie. Jakie macie plany na przyszłość? Już jakieś konkretne plany wydawnicze, pomysły?

Tomek: Jeszcze chyba za szybko, by o tym mówić. Wiesz, przyzwyczajamy się do tej płyty i ogrywamy ją na koncertach.

Kasia: Musimy się nauczyć grać ją na koncertach – z takim, wiesz, luzem totalnym. Na razie jesteśmy wyluzowani, jeśli chodzi o stare numery, a nowych się jeszcze „uczymy” – oswajamy się, publika się oswaja, osłuchuje się. Więc musimy dobrze wypromować tę nową płytę, a pomaga nam w tym oczywiście Kayax, jak i Toruń – Europejska Stolica Kultury 2016, której jesteśmy dumnym ambasadorem.

Również chcielibyśmy zagrać koncerty klubowe, bo to jest jednak nasz żywioł. Nie ukrywam, że potrzebny jest niestety w Polsce sponsor, żeby zagrać trasę klubową. Liczymy na to, że nam się uda takiego znaleźć i, że zagramy jesienią kilka, a w marzeniach – kilkanaście koncertów w klubach. Na pewno nie zapomnimy o Poznaniu.

Dziękuję za rozmowę.