2010-02-09: Jak autor publikacji o Henryku Batucie wikipedystą został - wywiad z Konradem Godlewskim
9 lutego 2006 roku w Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł Konrada Godlewskiego na temat mistyfikacji w polskiej Wikipedii, dokonanego przez grupę osób określających siebie jako Armia Batuty. 4 lata po tym wydarzeniu publikujemy wywiad z autorem newsa na temat kulis jego powstania.
Konrad Godlewski pracował jako dziennikarz m.in. w "Gazecie Wyborczej" i "Dzienniku". O Wikipedii w prasie pisał także przy innych okazjach. Na początku roku 2005, w "Wyborczej" ukazał się jego tekst o 50 000 haseł polskiej Wikipedii, a w listopadzie 2006 w miesięczniku "Focus" zamieszczony został jego wywiad z Jimbo Walesem. Ale dopiero po opublikowaniu artykułu o Henryku Batucie został aktywnym wikipedystą. Z racji tego, że zafascynowany był sinologią, przez jakiś czas przebywał w Chinach, na łamach encyklopedii zaczął czytelnikom przybliżać chińską kulturę. Napisane przez niego hasło pismo chińskie uzyskało status medalowego. Godlewski prowadzi bloga Papierowy Tygrys.
Jesteś autorem pierwszej publikacji na temat mistyfikacji o Henryku Batucie, jaka ujawniona została 4 lata temu w Wikipedii. Czy pamiętasz kiedy pojawili się u ciebie autorzy tego hoaxu? Czy było to zaraz przed publikacją, czy jakiś czas wcześniej. Od ujawnienia hoaxu 20 stycznia do 9 lutego minęło nieco czasu.
Konrad Godlewski Sam ich znalazłem. Przypadkiem. Szukałem nowych, ciekawych tematów związanych z internetem. Kolega z redakcji, Robert Sankowski, powiedział, że gdzieś na mieście słyszał o znajomym znajomego, który robi jakiś wielki numer w Wikipedii. Po nitce do kłębka namierzyłem tę osobę. Wydarzenia rozgrywały się kilka miesięcy przed publikacją, jeszcze przed Nowym Rokiem. Przedstawiciel Armii Batuty poprosił mnie, bym się wstrzymał z publikacją, choć fałszywe hasło widoczne było na Wikipedii już od wielu miesięcy. WN Czyli śledziliście wątek usuwania hasła? K.G Tak, w ostatnich kilku dniach, bo Armia od początku chciała poprzez tę prowokację przebadać "mechanizmy obronne" Wikipedii. Wtedy też umówiłem się z nimi na rozmowę, podczas której wyłożyli mi swoje racje. Wiedzieli, że mistyfikacja się kończy i chcieli to jakoś zamknąć. WN W gazecie podałeś, że chcieli w ten sposób zamanifestować bezrefleksyjność warszawiaków do nazw ulic i osiedli. A tu okazuje się, że jednak chodziło o Wikipedię i jej mechanizmy. K.G Chodziło o kilka rzeczy na raz. Mistyfikację, co łatwo zauważyć, robiły naprawdę inteligentne osoby. Przetestowanie Wikipedii to był jeden z wątków całej sprawy. Dwa - stosunek do ulic i ogólnie do komunistycznej przeszłości Polski. Jak się łatwo odgadnąć, Armia Batuty ma raczej prawicowe poglądy, zapewne bliskie IPN-owi, który tępi komunistycznych patronów. Był też trzeci powód. Jak pewnie pamiętasz, w latach 90. popularne były w Polsce teorie spiskowe dotyczące Żydów. Ponieważ część z osób o takim pochodzeniu pozmieniała nazwiska, teoria spiskowa kazała dostrzegać Żydów niemal wszędzie. Takie listy drukowano na papierze, potem zaczęto publikować w internecie. Armia Batuty zadrwiła z tej obsesji, choć oni sami uważają, że to ja i cała "Gazeta Wyborcza" daliśmy się im podpuścić: z niewielkiej w sumie sprawy zrobiliśmy temat na całą Polskę tylko po to, by obśmiać antysemitów. Mamy tu wiec do czynienia z kilkupoziomową prowokacją, zrobioną - jak się dowiedziałem - trochę dla zabawy, a trochę po to, by skłonić innych do myślenia.
K.G Nie wszyscy prawicowcy to niedouczeni antysemici. WN Z tego samego numeru IP (dynamiczne, ale wąski zakres), z którego edytowano hasło nadal pojawiają się edycje, próbowano przemycić biografię "Hipolit Pieściuk – rzeźbiarz i działacz społeczny". Google milczy na temat tej biografii - całkiem świeża sprawa - dodano tylko tekst, nie hasło. Dzisiaj sprawdzałem. Nie zrezygnowali z Wikipedii? Twój tekst w Wyborczej kończy się słowami "Armia Batuty prosi o anonimowość i zapowiada, że Henryk Batuta nie jest jej ostatnim słowem". K.G O Hipolicie nic nie słyszałem. Z tego co wiem, to sprawa Batuty okazała się jednak ostatnim słowem Armii. Jej członkowie porobili kariery i mają na głowie poważniejsze rzeczy. WN Czyli ujawniać się nie chcą? K.G Podejrzewam, że to nie wyglądałoby dobrze w CV. Są ludzie, którzy takie wygłupy poczytują sobie za honor. Ale to chyba nie jest przypadek Armii Batuty. Na mnie ta sprawa też podziałała. Przed historią z Batutą dokonałem w Wikipedii kilku próbnych edycji. Potem jednak coś mnie tknęło. Pomyślałem sobie, że oto jest grupa idealistów, którzy swoją benedyktyńską pracą chcą uszczęśliwić ludzkość. A tu ktoś z nich robi idiotów. WN I zacząłeś doprowadzać hasła do form medalowych. K.G Bez przesady. Opracowałem tylko jedno takie hasło. Ale dzięki temu zrozumiałem, jak ważna stała się Wikipedia. Nie ma chyba dziennikarza, który by z niej nie korzystał. WN Czy ujawniłbyś pod jakim nickiem publikowałeś? K.G Tak, to moja ksywa z liceum - conew. Z czasem niestety przerwałem. Rodzina się rozrosła i zabrakło czasu na uszczęśliwianie całej ludzkości. WN Gdy rozmawialiśmy już po twojej publikacji, napisałeś mi, że spodziewałeś się pozytywnych reperkusji po twoim tekście. Myślisz, że uruchomiłeś jakąś lawinę? K.G Lawinę to może nie. Ale widzę, że sprawa Batuty stała się swego rodzaju kamieniem milowym w rozwoju Wikipedii. Miałem o tym okazję porozmawiać z Jimmym Walesem. Było to w okresie, kiedy na niemieckiej Wikipedii testowano już nowe, surowsze zasady edycji. Myślę jednak, że najważniejszy jest wpływ na drugą stronę - na użytkowników. Nawet najlepszy system redaktorski przepuszcza błędy. Wiem, bo pracowałem w kilku gazetach. Sprawa Batuty przypomina nam starą prawdę: dubito ergo sum. W szacownych encyklopediach i książkach też zdarzają się błędy. Czasem są to błędy "dawkinsonowskie" - jeśli pamiętasz rozdział o memach w "Samolubnym genie". Wystarczy mała mutacja, a zmiana jest ogromna. Mój ulubiony przykład dotyczy prac Michała Boyma, polskiego jezuity i jednego z pierwszych sinologów. Wykonał ogromną pracę opisując chińską faunę i florę. Jego dzieła były potem publikowane w Europie, czasem teksty mu podkradano i publikowano pod cudzymi nazwiskami. Jest tam przypadek "zielonowłosego żółwia". Boym się nim zajął, bo to był dziw na dziwy: żółw porośnięty zielonym włosiem. Tak naprawdę chodzi o gatunek wodorostów, który rośnie na skorupie. Boym opisał zwierzaka jako viridium (po łacinie "zielony"). A wiedeńscy drukarze zrobili z tego vindium, co można przetłumaczyć jako "unoszący się powietrzu". Ta drobna literówka sprawiła, że na Zachodzie uwierzono, iż w Chinach są latające żółwie! Ba, drukowano nawet ryciny ukazujące to cudo. |
WN Batuta także zaczął mutować i to od samego początku. K.G Bo hasła w Wikipedii to najlepszy przykład praw memetycznych "przy pracy". Artykuły są jak biologiczne organizmy rzucone na nową niszę - z czasem ewoluują, dopasowując się do wymagań środowiska: wymogów bezstronności, dobrego języka, weryfikowalności, a przede wszystkim - prawdziwości. WN W papierowym wydaniu Gazety z twoją publikacją jest jego rzekoma fotografia Henryka Batuty, której faktycznie w haśle nie było. Na to zdjęcie powoływał się potem sam Jimbo gdy tłumaczył się przed dziennikarzami.
WN Ostatnio, gdy czytam teksty o Batucie spotykam się z różnymi mutacjami, a najczęstszą jest to, że dziennikarze wykryli ten hoax, mimo, że twoja publikacja pojawiła się kilka dni po jego wykryciu przez samych wikipedystów. K.G Właśnie. U nas często wiele rzeczy przypisuje się dziennikarzom, bo to przecież taki zawód: chodzą, węszą. Widziałem, że Batuta jest często cytowany z rozmaitych publikacjach poświęconych Wikipedii i internetowi. Wpisuje się w ten sposób w szerszą refleksję nad wiarygodnością źródeł. To przerażające, ale zewsząd otaczają nas niedopowiedzenia, przekłamania. WN Roman, Władysław, Marek - imiona Armii Batuty oczywiście także nieprawdziwe? K.G Tak, były "alternatywne". Tak jak wtedy napisałem, jeden z nich był urzędnikiem, a drugi - naukowcem. Dziś mogę dodać, że trzeci pracował w znanym tygodniku. WN Czy hasło Armia Batuty powstało dopiero wtedy, gdy zaczęliście rozmawiać? Czy też już z tym określeniem pojawili się u Ciebie? K.G Armia Batuty została wymyślona przez hoaxerów na poczekaniu, w trakcie naszej rozmowy. Wtedy sądziłem, że chcieli nawiązać do znanych organizacji polityczno-terrorystycznych w rodzaju IRA czy Frakcji Czerwonej Armii. Oni sami twierdzą jednak, że chodziło o Armię Dumbledore'a z przygód Harry'ego Pottera. WN Info o Batucie stało się "dobrym memem" i zaczął on później żyć własnym życiem, a wokół niego powstało sporo legend. Myślisz, że stanie się on "mocną" miejską legendą? K.G Też tak myślałem, ale na szczęście wikipedyści w porę się przebudzili i ukrócili sprawę. Dziś oryginalne hasło o Batucie jest jak przeciwciało w szczepionce - otoczone zabezpieczającym komentarzem, dzięki któremu każdy może się uodpornić na tego rodzaju "wirusa". Świetnie ma się natomiast teoria o "żydowskim spisku", o którą zahacza sprawa Batuty, prominentnego działacza komunistycznego o wiadomych korzeniach. Ta teoria spiskowa, rozpowszechniona przez Ochranę w "Protokołach mędrców Syjonu" zawędrowała aż do Japonii. Ostatnio śledzę jej postępy w Chinach. Wyszła tam taka książka - "Wojny walutowe". Autor pracował w amerykańskich instytucjach finansowych. Jak wrócił do Chin, napisał o tym, że finanse Ameryki kontrolowane są przez grupkę znajomków o wspólnych korzeniach.
WN Gdy w mediach pojawiła się notka o mistyfikacji dot. fałszywego produktu (lek na kaca), media chwaliły firmę za śmiałe działanie marketingowe, mimo, że było to oszustwo. Jak myślisz, czy to dlatego, że w konflikcie obywatele-firmy, media są reprezentantami korporacji? K.G Czasem są, a czasem nie. Tego się nie da do tego stopnia uprościć. Mamy tu taki układ: "dziennikarz-redaktor-wydawca-właściciel". Każdy z elementów tego łańcucha ma swoje motywacje, nie da się ich sprowadzić do wspólnego mianownika. No, może poza chęcią zysku. Ale są też dziennikarze, którzy pracują głównie dla idei. Nie pamiętam dokładnie tej sprawy, ale skłonność do oszustwa jest wpisana w naturę ludzką. Ba, ludzie lubią być oszukiwani, doceniają manipulację, o ile jest inteligentna, zabawna. Tak było, jest i będzie. Jeden z autorów porównał sprawę Batuty do prowokacji, na jakich opiera się współczesna sztuka konceptualna. Twórca wchodzi w przestrzeń publiczną i szokuje, by wywołać reakcję, wciągnąć odbiorcę w grę. WN Być może faktycznie to moje uproszczenie. Może dlatego, ze sama Wikipedia jest postrzegana jak korporacja. Pamiętam, gdy startował Googlowy Knol, i pojawił się tekst, w którym Knol był Dawidem, a Wikipedia Goliatem. K.G To kwestia marketingu, public relations. Google, jak każda współczesna firma, wydaje duże pieniądze na wizerunek swój i swoich produktów. Wikipedia natomiast jest zbieraniną internautów, która demokratycznymi metodami próbuje sama sobie nadać porządek. A demokracje mają to do siebie, że na swój etos, wizerunek i kulturę organizacyjną pracują długimi latami. Wystarczy porównać demokrację polską i brytyjską. WN Ok, to klasyczne Dziękuję za rozmowę :) K.G Ja również. Dzięki |
Linki zewnętrzne
[edytuj | edytuj kod]- "Jak komunista Batuta katolików mordował" - artykuł Konrada Godlewskiego, który ukazał się 9 lutego 2006 w Gazecie Wyborczej.
Ten wywiad został przeprowadzony przez reportera Wikinews. |