2009-01-26: Wikinews rozmawia z racjonalistami o idei Dnia Darwina
Karol Darwin swoje dzieło "On the Origin of Species" opublikował w 1859 roku, jednak, jak twierdzą polscy racjonaliści, znajomość teorii ewolucji wśród ludzi jest nikła, a poziom nauczania jej w szkołach słaby. Zapytaliśmy, dlaczego darwinizm zasługuje na większą uwagę przy układaniu programów nauczania oraz dlaczego warto obchodzić, odbywający się w Polsce po raz drugi, Dzień Darwina.
Około 9-10 roku życia opowieść o ulepieniu człowieka z gliny zaczęła być ogromnie śmieszna. |
Tomasz Chabinka: Kiedy i gdzie pierwszy raz spotkałeś się z teorią Darwina?
Andrzej Koraszewski: Miałem chyba 10 lat kiedy czytałem książkę „Walka o ogień” (Joseph Henri Rosny Aine), był to rok 1950, zapamiętałem ją jako taki pierwszy moment zafascynowania zarówno prehistorią jak i całym problemem. W czasach komunizmu ewolucja nauczana była w szkołach jako oczywistość. W domu również nie było tu jakiegoś oporu. Dopiero w szkole średniej spotkałem się z nauczycielem, który zaczął wyśmiewać Darwina (patrzyliśmy na niego jak na dziwaka).
T. Chabinka: Co o niej wtedy pomyślałeś?
A. Koraszewski: Dla dziesięciolatka było to fascynujące, ale oczywiście bardzo powierzchowne, do dziś żałuję, że nie natrafiłem na nauczyciela, który umiałby uczyć biologii z pasją.
T. Chabinka: Jak wyglądały Twoje poglądy na sprawę powstania człowieka, czy w ogóle życia, zanim ją poznałeś?
A. Koraszewski: Oczywiście jak większość dzieci otrzymałem solidną porcję religijnych opowieści o stworzeniu świata przez Boga, ale właśnie gdzieś około 9-10 roku życia opowieść o ulepieniu człowieka z gliny zaczęła być ogromnie śmieszna.
T. Chabinka: Czy uważasz, że teoria Darwina powinna być nauczana w szkole już w podstawówce? Nie obawiasz się jej niezrozumienia przez tak młodych uczniów?
A. Koraszewski: Elementy teorii Darwina mogą i powinny być nauczane już w przedszkolu. Istniejące pomoce naukowe oraz doświadczenia innych krajów pokazują, że dzieci nie tylko doskonale sobie z tym radzą, ale i świetnie mogą się przy okazji bawić.
T. Chabinka: Ile Twoim zdaniem czasu powinno poświęcić się jej czasu na lekcjach szkolnych?
A. Koraszewski: Ponieważ teoria ewolucji jest spoiwem nauk przyrodniczych, winna być w sposób oczywisty obecna na wszystkich lekcjach biologii, nie można jej odfajkować. Uczniowie powinni wcześnie zapoznać się z jej podstawami, ale potem trzeba do niej systematycznie powracać.
T. Chabinka: Czy to nie za dużo? Program szkolny zawiera wiele innych istotnych treści programowych, a uczniowie na pewno protestowaliby przeciwko kolejnym godzinom zajęć.
A. Koraszewski: Teoria ewolucji informuje o rozwoju życia na ziemi, tak więc, czy rozmawiamy o gatunkach, czy o kodzie genetycznym, czy o rozmnażaniu się, czy o komórkach, czy o medycynie, wszystko to jest powiązane z ewolucją i nauczyciel wskazując na te powiązania czyni wiedzę biologiczna zrozumiałą i bardziej interesującą.
T. Chabinka: Teoria ewolucji znajduje się już w podręcznikach. Skąd pomysł, by w tym wypadku promować jej nauczanie w szkole?
A. Koraszewski: Teoria ewolucji zajmuje dość skąpe miejsce w podręcznikach, a nauczyciele mają tu ogromną dowolność. Są wspaniali nauczyciele, pasjonaci, którzy świetnie uczą biologii, są nauczyciele, którzy poszczególne elementy nauk przyrodniczych traktują jak osobne i pozbawione związku partie programu. Uczniowie, którzy trafiają na olimpiady są w większości uczniami nauczycieli-pasjonatów (czasem są samoukami). Od szeregu lat widzimy naciski na nauczanie w szkołach kreacjonizmu (a niemal nieodmiennie jest on obecny na lekcjach religii) i często uczniowie wychodzą ze szkoły nie rozumiejąc samej istoty nauk przyrodniczych.
Prezentacja systemu religijnych wierzeń tam, gdzie młodzież ma zdobywać wiedzę, to wprowadzanie trojańskiego osła do nauki. |
T. Chabinka: Oprócz teorii ewolucji istnieje kilka innych poglądów na powstanie życia, jak choćby teoria inteligentnego projektu. Może w ramach równouprawnienia te inne teorie również powinniśmy włączyć do programu. Uczniowie mogliby sami wybrać to, co ich najbardziej przekonuje.
A. Koraszewski: Nauka zna tylko jedną odpowiedź, teoria ewolucji nie ma na tym polu konkurencji. Załóżmy jednak, że chcemy dać uczniom wybór. Oznacza to, że tym bardziej powinni otrzymać pełną informację o tym, jakimi dowodami dysponuje nauka na poparcie ewolucji. Przy takim podejściu proponowałbym zrównanie liczby godzin lekcji religii i lekcji biologii. Należy pamiętać, że teoria inteligentnego projektu ma kilka wymiarów, od biblijnej dosłowności, aż po akceptację teorii Darwina z „małym” zastrzeżeniem, że „ktoś nad tym procesem czuwa”. Ta liberalna wersja inteligentnego projektu jest dla mnie całkowicie akceptowalna, jak długo przekazywana jest wiernym i tylko wiernym (najlepiej nie w budynku szkolnym). Jednak prezentacja jakiegokolwiek systemu religijnych wierzeń tam, gdzie młodzież ma zdobywać wiedzę i uczyć się jej sprawdzania przy pomocy metody naukowej, to wprowadzanie trojańskiego osła do nauki.
T. Chabinka: Załóżmy jednak, że nauczyciel religii będzie ewolucjonistą. Są też opcje nie mieszczące się w lekcjach religii, ani biologii, np. teoria związana z Latającym Potworem Spaghetti. Może więc podstawowe informacje o kreacjonizmie powinny być przekazywane na lekcjach biologii?
A. Koraszewski: Na jakiej podstawie? Jeśli założymy, że nauka i religia to nienakładające się na siebie magisteria i nikt nie jest w stanie przedstawić żadnego naukowego sposobu sfalsyfikowania takiej teorii wprowadzając ją na lekcjach biologii automatycznie zaczynamy kwestionować metodę naukową.
T. Chabinka: W ramach obchodów Dnia Darwina organizujecie dwa konkursy – indywidualny na esej, oraz grupowy na jak najciekawszą organizację obchodów Dnia Darwina w szkole, oba są jednak skierowane dla uczniów gimnazjów. Dlaczego?
A. Koraszewski: Początkowo sądziliśmy, że może być tylu chętnych, że ze względów logistycznych lepiej ograniczyć się do gimnazjów. Wygląda na to, że byliśmy nazbyt optymistyczni i zmieniliśmy regulamin, zapraszając do konkursów również uczniów szkół ponadgimnazjalnych. (Obawiam się jednak, czy ta informacja dotrze do tych, którzy byliby tym zainteresowani.)
T. Chabinka: Czy wiadomo już ile szkół zaangażuje się w obchody Dnia Darwina? Ilu uczniów weźmie udział w organizowanych przez Was konkursach?
A. Koraszewski: Nie. Chwilowo zgłosiła się trójka uczniów z Włoch (Włochów, nie Polaków, będą pisać swoje eseje po angielsku). Wstępne zainteresowanie wyraziło kilku uczniów szkół krajowych gimnazjalnych oraz dwie czy trzy szkoły szykujące się do organizacji Dnia Darwina. Oczywiście mówię o tych, którzy już są z nami w kontakcie.
T. Chabinka: A skąd zainteresowanie konkursem Włochów?
A. Koraszewski: Zabawna historia, pisałem o tym konkursie włoskiej przyjaciółce, która jest nauczycielką angielskiego w małym włoskim miasteczku, Paola opowiedziała o tym w swojej klasie i troje uczniów postanowiło napisać swoje prace.
Osobiście uważam, że żywotność polskiego kreacjonizmu jest skorelowana z żywotnością społeczną samego ewolucjonizmu, a ta jest bardzo mizerna. |
T. Chabinka: Czy mógłbyś powiedzieć coś o zainteresowaniu mediów tą sprawą?
A. Koraszewski: Chwilowo ograniczone. Zareagowała "Polityka" i co więcej objęła nasze konkursy swoim patronatem. Była audycja w TOK FM i to chwilowo tyle.
T. Chabinka: W Stanach Zjednoczonych ruch antyewolucyjny jest silny. Czy w Polsce również można spotkać się z jakimiś uwagami podczas promocji teorii ewolucji?
Mariusz Agnosiewicz: W Polsce ruch antyewolucyjny istotnie nie jest silny, choć warto pamiętać, że od 1993 r. istnieje Polskie Towarzystwo Kreacjonistyczne skupiające ponoć kilkaset osób, którego czołowymi postaciami są profesorowie Maciej Giertych oraz Piotr Lenartowicz. Ten pierwszy wciąż ma niemałe wpływy polityczne, zaś ten drugi jest wpływowym polskim jezuitą, kierującym Katedrą Filozofii Przyrody w krakowskiej Ignatianum, finansowej z pieniędzy publicznych, ale także członkiem międzywydziałowej komisji filozofii przyrody Polskiej Akademii Umiejętności. Silnym ośrodkiem wzmacniającym spór kreacjonizmu z ewolucjonizmem jest grupa filozofów z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego skupiona wokół prof. Kazimierza Jodkowskiego. Pierwszy raz z polskim kreacjonizmem spotkałem się u pewnego fundamentalistycznego baptysty polskiego, jednak także w kręgach katolickich, choć raczej ukrywany, kreacjonizm jest dość silny.
Osobiście uważam, że żywotność polskiego kreacjonizmu jest skorelowana z żywotnością społeczną samego ewolucjonizmu, a ta jest bardzo mizerna. Sporu nie ma nie dlatego, że ewolucjonizm jest tak ugruntowany, lecz dlatego, że jest tak słaby. Gdyby wiedza ewolucyjna była powszechniejsza i głębsza w polskim społeczeństwie, kiedy to coraz większą rolę zaczynają odgrywać i światopoglądowe aspekty tej teorii naukowej, polski kreacjonizm mógłby być również bardzo uciążliwy.
Sebastian Skolik: Zarówno Dawkins jak i Wilson, gdy piszą o swoich publicznych wystąpieniach, wspominają, że często zarzuca im się bycie zwolennikami opcji prawicowych, wręcz faszystowskich. Wynika to z wczesnych konotacji jakie ze sobą niósł ten nurt umysłowy w zachodniej kulturze, szczególnie, że koncepcje były przez prawicowe nurty polityczne wulgaryzowane. W Polsce za to kojarzy się ewolucję i ewolucjonizm bardziej z lewicowością, szczególnie jako przeciwstawienie myśli Ojców Kościoła, które odnosi się do epoki socrealizmu. Czy to już stała tendencja w naszej części Europy, czy też zauważasz w tym względzie jakieś zmiany?
M. Agnosiewicz: Być może są jeszcze popeerelowskie skojarzenia lewicowe dotyczące ewolucjonizmu, lecz od kiedy coraz silniejszy jest w Polsce nurt postmodernistyczny w kręgach lewicowych (rozumianych jako pewna formacja intelektualna), ewolucjonizm nie może mieć już lewicowych skojarzeń. Środowiska lewicowe ulegają niestety zbyt łatwo kuszącej ideologicznie, lecz błędnej naukowo koncepcji determinizmu kulturowego, ignorując na ogół kompletnie uwarunkowania biologiczne pewnych zjawisk. Teoria ewolucji jest dla nich interesująca w tym miejscu w którym wydaje się wspierać relatywizm poznawczy. Kiedy w Polsce osoby związane z gender studies, będące esencją postmodernizmu w życiu akademickim, zwalczają „psychoewoli”, to mamy przecież przejaw lewicowego zwalczania ewolucji i nauki. Mam wszelako nadzieję, że jak największa część polskiej lewicy nie ulegnie pokusie „ideologicznej postempowości" (stylizacja, przyp. red.) kosztem naukowego obskurantyzmu. Można być przecież światłym człowiekiem wrażliwym społecznie, wobec losu słabych i „wykluczonych”, nie odrzucając teorii ewolucji czy będącej jej konsekwencją – socjobiologii.
T. Chabinka: A co z prawicą? Czy jest możliwe, by zaczęła być kojarzona z popieraniem teorii ewolucji?
M. Agnosiewicz: Dziś nie grożą nam już raczej zwulgaryzowane próby implementacji ewolucjonizmu w ideologii politycznej, a tym samym pozytywne skojarzenia orientacji politycznej z ewolucjonizmem są raczej wykluczone. W przypadku prawicy, podobnie jak i w odniesieniu do lewicy, możemy mówić również o ideologicznych barierach przyjmowania ewolucjonizmu. W kręgach prawicowych barierę tę stanowić będą przede wszystkim zbyt duże przywiązanie do treści religijnych. Trudno więc zinstrumentalizować politycznie ewolucjonizm. Jego przyjęcie bądź odrzucenie to po prostu miara szacunku racjonalnej, naukowej myśli.
Nie jest więc przypadkiem, że 95% ewolucjonistów to ateiści, i nie jest przypadkiem, że racjonaliści zajmują się społeczną popularyzacją ewolucjonizmu. |
T. Chabinka: Dlaczego propagowaniem teorii ewolucji zajęli się racjonaliści, a nie biolodzy?
M. Agnosiewicz: Na początku małe sprostowanie logiczne do pytania. Biolodzy w olbrzymiej swej większości są również racjonalistami, co więcej, wielu z nich jest zaangażowanych w ruchy społeczne racjonalistów. Niemniej nawet ci nie angażujący się społecznie, w zdecydowanej większości popierają racjonalistyczny nurt intelektualno-światopoglądowy. Można więc zgeneralizować, że grupa racjonalistów zawiera podgrupę biologów i w ramach ruchów racjonalistycznych to biolodzy na ogół są najaktywniejszymi postaciami zaangażowanymi w popularyzację ewolucji.
Tak jest na Zachodzie. U nas faktycznie nie ma wielu biologów zaangażowanych społecznie, choć mamy kilku. Liczymy, że to się z czasem zmieni, będziemy do tego dążyć. Aby to jednak stało się możliwe, musimy przekonać jak najwięcej biologów o tym, jak istotna jest społeczna popularyzacja teorii ewolucji dla ogólnej kultury umysłowej społeczeństwa.
Odpowiadając natomiast na zasadniczą część pytania, mogę przekornie zapytać: a dlaczego to wśród ewolucjonistów jest akurat najwięcej ateistów spośród wszystkich dziedzin nauki? Nieudolne próby „chrzczenia ewolucji” przez środowiska religijne nie są w stanie zredukować światopoglądowych konsekwencji dobrze pojętej teorii ewolucji. W interesującym eseju „Dlaczego ewolucjonizm prowadzi do ateizmu?” prof. Jodkowski przypomina tezę Dawkinsa, że dopiero Darwin sprawił, że dziś „ateizm jest w pełni satysfakcjonujący intelektualnie”. Polskie Towarzystwo Kreacjonistyczne walcząc z ewolucją podkreśla, iż walka z nią jest tożsama z „przełamywaniem panującego paradygmatu świeckiego humanizmu”. Nie jest więc przypadkiem, że 95% ewolucjonistów to ateiści, i nie jest przypadkiem, że racjonaliści zajmują się społeczną popularyzacją ewolucjonizmu.
S. Skolik: W prasie często nagłaśnia się przypadki np. nauczycieli biologii, którzy próbują "zwalczać" w szkołach teorię ewolucji. Nagłaśnianie takich jednostkowych przypadków, o ile nie są to daleko idące nadinterpretacje, mogą wywoływać u czytelników wrażenie, że to zjawisko powszechne. Czy znasz jakieś raporty badawcze w tym względzie? Jak twoim zdaniem takie sytuacje dziennikarz powinien opisywać, aby pozostać bezstronnym?
A. Koraszewski: Oczywiście nie ma tu żadnych statystyk. W kuratoriach (jak wynika z moich kontaktów z kuratoriami) zainteresowanie biologią jest znikome. Nie ma się tu czym martwić, bo postawy pracowników kuratoriów są tu znacznie bardziej konserwatywne niż nauczycieli. Jedyny sondaż na ten temat, który znam, to nasza własna ankieta wśród czytelników „Racjonalisty”. W wypowiedziach dominowały negatywne doświadczenia, słabego przekazu wiedzy o ewolucji, częstych przypadków kwestionowania teorii ewolucji przez samych nauczycieli, notorycznego kwestionowania teorii ewolucji na lekcjach religii, lub na innych przedmiotach. Ten sondaż nie daje jednak rzetelnego obrazu. Istotnie do prasy docierają przypadki drastyczne, gdzie dochodzi do ostrych konfliktów. Zła nauka, która jak podejrzewam jest normą, nikogo nie boli.
S. Skolik: Religie to pewne systemy wierzeń, jakie wyewoluowały wraz z rozwojem społeczności. Z punktu widzenia ewolucji są więc czymś naturalnym. Humanizm czy pozytywizm próbowały zrywać z tymi systemami, czasami zakładając ich rychły upadek. Często i dziś w różnych publikacjach można takie rewolucyjne postawy spotkać. To jednak wydaje się paradoksalnie przeczyć uznawaniu ewolucji, no chyba że odnosi się ją tylko do świata przyrodniczego. Czy nie wydaje ci się że czasami jednak nadal nadużywa się tego pojęcia do poparcia tylko szczególnych tez?
M. Agnosiewicz: Pytanie to zawiera implicite założenie – błędne dodajmy – że twory ewolucji są jakoś doskonałe. Religia więc powinna być szanowana, gdyż jest tworem „świętej ewolucji”. Po pierwsze jednak, są różne koncepcje naturalnej genezy religii. Niektórzy badacze uważają, że jest ona tworem doboru naturalnego, że była korzystna adaptacyjnie, inni z kolei uważają, że jest produktem ubocznym. Nawet jednak przy założeniu, iż religia powstała i się rozwinęła, gdyż była korzystna adaptacyjnie, nie znaczy, że nadal musimy tę jej rolę respektować. Dziś znaczenie religii w rozwiniętych społeczeństwach zostało tak diametralnie zmienione, że religia nie pełni już ewidentnie tych funkcji, jakie pełniła w społeczeństwach pierwotnych. Mówiąc inaczej: w rozwiniętych społeczeństwach nie jest już ona nam potrzebna, przynajmniej w jej prymitywnej postaci oddawania czci nadnaturalnemu kreatorowi oraz wiary w życie pozagrobowe.
Nawet więc na gruncie tradycyjnego świeckiego humanizmu nie ma żadnej logicznej czy intelektualnej niekonsekwencji w zdecydowanym odrzucaniu religii oraz popieraniu teorii ewolucji. Jest jednak w środowisku racjonalistów nurt bardziej progresywny, który znacznie wyraźniej podkreśla słabości w dziele ewolucji i dążący do jej intencjonalnego i rozumnego udoskonalania. To transhumanizm.
Transhumanizm to nowa idea wzywająca do tego, aby człowiek świadomie przejął od natury stery ewolucji. Transhumanizm dzieli wiele elementów z humanizmem - przede wszystkim szacunek dla rozumu i nauki, nacisk na rozwój i naturalizm. Transhumanizm różni się od humanizmu przez przyzwolenie (a nawet oczekiwanie) na radykalne zmiany w naszej naturze i dostępnych nam możliwościach oferowanych nam przez różne nauki i technologie. Osobiście jestem członkiem nie tylko Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, ale i World Transhumanist Association, tym łatwiej więc przychodzi mi uznanie nieprzystawalności tradycyjnej religijności do nowoczesnego społeczeństwa wiedzy.
Z chęcią poparlibyśmy tych biskupów, którzy zabraniają swoim katechetom uczenia etyki. |
S. Skolik: Ateizm to podobnie jak systemy religijne produkt ewolucji, który okazał się ewolucyjnie stabilny. Można rzec, że to w pewnym sensie mempleks, który wypiera systemy religijne jeżeli chodzi o kwestie światopoglądowe. Ale czy nie wydaje ci się, że niektórzy zwolennicy teorii ewolucji chcą zbyt radykalnego, utopijnego (utopiści chcą zrealizowania utopii za ich życia) przyspieszenia?
M. Agnosiewicz: Od razu włącza mi się w głowie utwór „Imagine” Lennona, ten sielski ateistycznie, lecz utopijny kawałek. Myślę, że nawet jeśli głosimy antyreligijnie brzmiące hasła, to tak naprawdę nie tyle chodzi o walkę z religią, co z irracjonalnymi, w szczególności supernaturalistycznymi wierzeniami.
T. Chabinka: Wydaje mi się, że znacznie bliżej Waszego kręgu zainteresowań powinna znaleźć się sprawa nauczania etyki. Jak zareagowałeś na zapowiedź obowiązkowego uczęszczania przez uczniów na lekcje etyki lub religii?
M. Agnosiewicz: Istotnie, kwestia etyki jest dla polskich racjonalistów bardziej dotkliwa bezpośrednio, lecz mimo kiepskiej sytuacji ze szkolną alternatywą światopoglądową dla osób niewierzących, pozostaję dobrej myśli. PSR przyznało tytuł Racjonalisty Roku klasie I d z IX LO w Łodzi, która w całości wybrała etykę kosztem religii. Zainteresowanie etyką wyraźnie rośnie i nauczanie katechezy nieuchronnie będzie maleć na rzecz etyki. Główny obecnie problem, to groźba przejęcia nauczania przez katechetów i ludzi związanych z Kościołem, co grozi konserwowaniem „panującego” monopolu etycznego. Obligatoryjność uczęszczania na religię lub etykę jest naruszeniem prawa do wolności sumienia dopóki wybór między jednym z tych przedmiotów nie jest całkowicie realny. MEN zapowiada, że od września wybór etyki będzie możliwy dla każdego zainteresowanego. Pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie mamy zamiar aktywnie wziąć udział w promocji nauczania etycznego w polskich szkołach i w podnoszeniu jego jakości, a także monitorowaniu naruszeń wolności sumienia uczniów.
Racjonaliści są wprawdzie ludźmi ideowymi, lecz nie mamy myślę wiele z Don Kichotów |
T. Chabinka: Ostatnio słyszałem w mediach, że katecheci nie dostają pozwolenia od swoich zwierzchników na prowadzenie lekcji etyki, ze względu na fakt wspomagania w ten sposób "wrogiego obozu".
M. Agnosiewicz: To raczej jednostkowy przypadek. Już słyszymy, że inni metropolici wysyłają swoich podwładnych na kursy etyczne celem przejęcia nauczania etycznego. Ta druga pragmatyczna postawa z pewnością weźmie górę. Oczywiście my poparlibyśmy z chęcią tych biskupów, którzy zabraniają swoim katechetom uczenia etyki.
T. Chabinka: Jak oceniasz fakt, że obowiązkowa ma być tylko 1 godzina etyki i 2 religii.
M. Agnosiewicz: Jedna godzina etyki tygodniowo w zupełności wystarczy. Problemem pozostają dwie godziny religii. Nauczanie światopoglądowe nie powinno zajmować więcej jak jedną godzinę, kiedy istnieje wiele innych co najmniej równie ważnych przedmiotów, które nie są obecne w polskich szkołach, jak wiedza seksuologiczna, logika, filozofia czy religioznawstwo. Uważam, że każdy z tych przedmiotów powinien być dostępny jako alternatywa dla religii.
T. Chabinka: A co z uczniami, którzy chcieliby uczęszczać na kilka z nich? Może zamiast czyniąc je obowiązkowymi, lepiej stworzyć zajęcia dodatkowe dla chętnych?
M. Agnosiewicz: O tym rozmawialibyśmy, gdyby nie chodziło o wprowadzenie jakiejś sensownej alternatywy dla katechezy. Może zresztą nie musi to być jeden przedmiot, lecz pewien kompleks szerszej wiedzy o kulturze.
T. Chabinka: Czy nie obawiasz się, że w małych szkołach uczniowie będą zmuszani do chodzenia na religię, tak by dyrekcja nie musiała opłacać kolejnych pracowników?
M. Agnosiewicz: Tak się niewątpliwie już dzieje. Bardziej jednak obawiam się czegoś innego. Tego mianowicie, że nauczanie etyczne będzie w takich ośrodkach przekazywane katechetom. Pozwala to jednocześnie zaoszczędzić na etacie i zapewnić pozorną dostępność wyboru między religią i etyką.
T. Chabinka: Myślicie, że doczekacie takiego momentu, gdy państwo będzie, waszym zdaniem, neutralne światopoglądowo, a poziom nauczania ewolucjonizmu was zadowoli?
M. Agnosiewicz: Oczywiście. Racjonaliści są wprawdzie ludźmi ideowymi, lecz nie mamy myślę wiele z Don Kichotów. Wierzymy, że to realne. Neutralności i laicyzacji sprzyjać będzie z pewnością głębsza integracja z Unią Europejską. Jeśli zaś idzie o ewolucjonizm, to dla znacznego poprawienia sytuacji wystarczą już zmiany w programach nauczania. Mam nadzieję, że w końcu trafi się jakiś naprawdę światły rząd, który dowartościuje znacznie naukę.
Andrzej Koraszewski (ur. 1940 w Szymbarku) - publicysta ekonomiczno-społeczny, były dziennikarz BBC, publicysta paryskiej "Kultury", obecnie zastępca redaktora naczelnego portalu Racjonalista.pl.
Mariusz Agnosiewicz (właśc. Mariusz Gawlik, ur. 1979 w Bolesławcu) - polski dziennikarz. Działacz ruchu humanistyczno-wolnomyślicielskiego w Polsce. Założyciel i pierwszy prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Współtwórca Internetowej Listy Ateistów i Agnostyków.
Źródła
[edytuj | edytuj kod]
Ten wywiad został przeprowadzony przez reportera Wikinews. Rozmowa odbyła się 17 stycznia 2009. |